Wielkimi krokami zbliża się wrzesień. Dla wielu rodzin jest to czas, w którym po raz pierwszy oddają swoje dzieci do placówki – czy to żłobka, czy przedszkola. Trudny to czas. I dla rodziców, i dla dzieci. Nierzadko pojawiają się wątpliwości, niepewność, obawa o to, czy dziecko sobie poradzi, jak zniesie rozłąkę, czy będzie płakać, czy będzie chorować…. A ze strony dziecka: czy mama/tata wróci, czy pani będzie miła, czy zabawek wystarczy dla wszystkich, czy inne dzieci będą się chciały ze mną bawić, a co jak zatęsknię, a co jak mi nie posmakuje zupa…? I tak dalej, i tak dalej.
Moje dzieci nie chodzą do przedszkola, przynajmniej na razie. Jestem z nimi i dla nich, w domu. Bo mam to szczęście, że mogę (i chcę). Wiele rodzin nie ma wyjścia i musi (lub też po prostu chce) posłać dziecko do żłobka/przedszkola. Jeśli jesteś w takiej sytuacji, nie miej wyrzutów sumienia. Po to są tworzone takie placówki, aby się dziećmi zaopiekować i stworzyć im jak najlepsze warunki do rozwoju.
Zanim urodziłam swoje dzieci, byłam po tej drugiej stronie. To ja byłam tą “ciocią”, która miała pomóc maluszkom i ich rodzicom odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Byłam tą “ciocią”, przez której ręce przewinęło się wielu przedszkolaków. Byłam tą “ciocią”, która czekała każdego ranka, tuliła, ocierała łzy i zapraszała do zabawy. Zawsze będę to wspominać z sentymentem!
I choć często z różnych źródeł można usłyszeć słowa typu: “każde dziecko na początku płacze”, “popłacze, popłacze i się przyzwyczai”, „musi się odkleić od maminej spódnicy”, „musi się nauczyć, że nie zawsze będzie z mamą” itp., to coraz więcej mówi się teraz o prawidłowej adaptacji. Prawidłowej, czyli powolnej, bez nacisku, dopasowanej do potrzeb dziecka. Prawidłowej, czyli takiej, której założeniem nie jest wyłącznie zaznajomienie dziecka z nowym miejscem, pokazanie mu drogi do toalety i przedstawienie pani, ale PRZEDE WSZYSTKIM nawiązanie bezpiecznej relacji z nowym opiekunem!
Dlatego tak ważne jest, aby proces adaptacji nie trwał 2dni po 2h, ale żeby rodzice mogli razem z dzieckiem pouczestniczyć w życiu przedszkola, poznać panie, nawiązać z nimi więź, obdarzyć je zaufaniem. Tak, aby z objęć swoich ukochanych rodziców przejść w objęcia znajomej już nauczycielki, a nie totalnie obcej osoby, bo to ona ma w czasie nieobecności rodziców być tą bezpieczną bazą dla malucha.
I wiem, że niestety w wielu żłobkach i przedszkolach stale funkcjonuje ten „tradycyjny” model adaptacji, i wiem, że w wielu miejscach kadra twierdzi, że to jest niemożliwe, żeby inaczej ten proces wyglądał, i wiem, że tłumaczą zakaz wstępu rodziców do sali sanepidem, rzekomym płaczem innych dzieci, które przy sobie w danym momencie rodziców nie mają, czy też „rozwalaniem” zajęć, ale wiecie co Wam powiem? To wszystko jest bzdura, która wynika z własnej wygody, braku wiedzy dotyczącej rozwoju dzieci lub z chęci ukrycia czegoś. I jeśli tak jak ja, czujecie, że prawdziwa, powolna adaptacja jest dla Waszych dzieci ważna, to walczcie o nią, bo bez tego nigdy nic się nie zmieni.
A naprawdę da się to zrobić z poszanowaniem potrzeb tych malutkich ludzi. Wiem, bo miałam przyjemność pracować w takim przedszkolu, gdzie nie było ograniczeń czasowych adaptacji. Gdzie rodzice byli z dziećmi w sali, uczestniczyli w zajęciach, posiłkach, spacerach. Gdzie w miarę poznawania rytmu przedszkola, w miarę nawiązywania bliższej więzi dzieci z nauczycielkami, rodzice stopniowo się wycofywali. Gdzie nigdy żadne dziecko nie płakało z tego powodu, że komuś innemu akurat towarzyszy mama, czy tata – wręcz przeciwnie: dzieci traktowały ich jako kolejne atrakcyjne osoby, z którymi można się pobawić, porozmawiać, czy poprosić o pomoc w zawiązaniu buta. Oczywiście, w przedszkolach prywatnych, w mniejszych grupach jest łatwiej wyjść na przeciw oczekiwaniom rodziców i indywidualnym potrzebom dzieci, niż w przepełnionych przedszkolach publicznych. Wiele jednak zależy tutaj od chęci kadry, ich podejścia do wychowania oraz wiedzy na temat rozwoju dzieci. I szczerze mówiąc, nie rozumiem tego oporu wśród nauczycieli, opiekunów, dyrektorów placówek w kwestii ułatwienia dzieciom procesu adaptacji. Bo czy nie więcej energii trzeba poświęcić na ogarniecie kilkunastu rozpaczliwie płaczących maluchów? Czy one nie bardziej “rozwalają” zajęcia niż obecność kilku dodatkowych dorosłych?
Chciałabym dodać jeszcze, że zdarzają się dzieci, które nawet mimo wspaniałej adaptacji, nie znoszą dobrze pobytu w żłobku/przedszkolu, płaczą, zamykają się w sobie, bardzo silnie odreagowują w domu pobyt w placówce. Są to dzieci, które po prostu nie są gotowe na taką formę opieki. To się naprawdę zdarza! Pewnie, że nie każdy rodzic w takiej sytuacji ma możliwość odsunąć w czasie swój powrót do pracy i zostawienie dziecka jeszcze przez jakiś czas w domu. Warto jednak przemyśleć, czy byłaby możliwa jakaś inna forma opieki – np. indywidualnej (niania, babcia), placówki z mniejszą ilością dzieci w grupie, a może po prostu inny żłobek/przedszkole?
Wśród wielu rodziców, funkcjonuje takie przeświadczenie, że dziecko musi iść do przedszkola, bo inaczej nie nauczy się życia w grupie, nie przyswoi norm społecznych, będzie się gorzej rozwijać. Boją się, że ich dziecko coś straci, jeśli nie zostanie zapisane do przedszkola. Wysyłają je tam, nawet jeśli nie mają takiej potrzeby, nawet jeśli do końca sami nie chcą… Tymczasem nie jest to prawda. Z badań wynika, że przedszkole nie jest niezbędne do prawidłowego rozwoju. Więcej na ten temat możecie poczytać tutaj albo posłuchać tutaj.
No więc, co zrobić, żeby ułatwić dziecku adaptację w żłobku/przedszkolu?
✔ Przyłóż się do wyboru placówki. W miarę możliwości (wiem, że często to wygląda tak, że dziecko idzie tam, gdzie jakimś cudem uda się znaleźć miejsce) znajdź takie miejsce, którego misja jest zgodna z Twoim spojrzeniem na wychowanie dzieci. Porozmawiaj z dyrekcją, wychowawcą. Dowiedz się jakie metody wychowawcze są stosowane w danej placówce, jakie posiłki są podawane dzieciom. To Ty Rodzicu w pierwszej kolejności powinieneś poczuć, że jesteś gotów zaufać pracującym tam osobom, że dobrze zaopiekują się Twoim dzieckiem. W przeciwnym wypadku dziecko wyczuje Twój lęk i trudniej będzie mu poczuć się w nowym miejscu bezpiecznie.
✔ Nie opowiadaj dziecku, że wszystko w przedszkolu będzie “super” – tzn. dobrze żeby miało pozytywne skojarzenia – rzeczowa rozmowa, czy zabawa “w przedszkole” jest dobrym pomysłem. Istnieje jednak taka obawa, że dziecko nastawione na wielkie “wow”, poczuje się oszukane i rozczarowane, jeśli jednak nie wszystko tak bardzo mu się tam spodoba.
✔ Nie ma potrzeby zmieniania Waszych domowych rytuałów “żeby dziecku było łatwiej w żłobku/przedszkolu”. To, czy maluch jest karmiony piersią, czy lubicie nosić się w chuście/nosidle, czy zasypia tylko kołysany przez mamę, czy zasypia o 10, czy o 12, czy może w ogóle nie ma już drzemek, to jest Wasza sprawa. W placówce to może funkcjonować zupełnie inaczej, bo też życie inaczej płynie w żłobku/przedszkolu, niż w domu. Nowi opiekunowie znajdą swoje sposoby, żeby np. uśpić maluszka.
✔ Bądź przy dziecku, kiedy będzie poznawać placówkę i nowych opiekunów. Zadbaj o to, by nawiązało kontakt z paniami, by nabrało zaufania. Daj mu na to czas – oczywiście w miarę możliwości. Dzięki spędzeniu trochę czasu w placówce razem z dzieckiem, masz szansę zobaczyć, jak faktycznie wygląda opieka nad dziećmi i skonfrontować to doświadczenie z deklaracjami dyrekcji.
✔ Nie bój się rozmawiać z kadrą, mówić o swoich potrzebach, granicach, oczekiwaniach. Ty znasz swoje dziecko najlepiej ze wszystkich, wiesz co mu pomaga czuć się dobrze, a co wyprowadza je z równowagi – to jest cenna wiedza dla nauczycieli.
✔ Nie pozwól na wyrywanie Ci z ramion płaczącego dziecka. To na pewno nie pomoże mu zaufać nowemu opiekunowi, wręcz przeciwnie – burzy jego poczucie bezpieczeństwa. Dziecko przy Tobie czuje się najbezpieczniej, pozwól mu “naładować baterie”, “napełnić kubeczek” miłością, bliskością. To Wy decydujecie jak długo będzie trwało Wasze pożegnanie.
✔ Nie wychodź po kryjomu. Pożegnaj się z dzieckiem, nawet jeśli akurat jest zajęte czymś innym, nawet jeśli emocje, które się wtedy pojawiają, są trudniejsze do zniesienia. Nagłe zniknięcie to dla niego ogromny stres i strach, że zniknęłaś, że je zostawiłaś/eś i być może nie wrócisz…. Takie wychodzenie po kryjomu może też skutkować tym, że dziecko będzie Cię „pilnować” non-stop (trzymać za rękę, „przyklejać” się do nogi, czy „wisieć” na rękach) , bo ciągle będzie się obawiało, że znikniesz.
✔ Jeśli już nadchodzi czas rozstania i umawiasz się z dzieckiem kiedy po nie wrócisz, ZAWSZE dotrzymuj obietnicy! Niech będzie pewne, że mama/tata zawsze wraca.
✔ Obserwuj dziecko. Jeśli zauważysz jakieś niepokojące zachowania – szukaj przyczyny.
✔ Pamiętaj, że każde dziecko jest inne. Nie ma reguł, które pasują do wszystkich. To, co jednemu dziecku pomaga, innemu może nie służyć.
Życzę powodzenia!!!
Jeśli z zaciekawieniem przeczytałaś/eś ten artykuł, pomóż mi proszę trafić z nim do większej ilości czytelników. Będę wdzięczna za każdy komentarz, polubienie na FB/IG oraz udostępnienie. Bez tej aktywności odbiorców, trudno jest przebić się przez internetowe algorytmy. Dziękuję z góry!