Kraina Bliskości

Pomiędzy „być dla dziecka” a „być dla siebie”

Żyjemy w biegu, w niedoczasie, w pośpiechu. Ogarniamy setki spraw dziennie, planujemy kolejne. Potrzebujemy odpoczynku, resetu. Z każdej strony słyszymy “dbaj o siebie”, “znajdź czas na relaks, na hobby”, “nie bój się prosić o pomoc”. I dobrze, bo to naprawdę bardzo ważne! Bez uzupełniania własnych zasobów daleko nie zajedziemy. Ale dziś nie o tym 🙂

Dziś o drugiej stronie tego medalu. Zdarza się tak, że gdy brakuje nam tego spokoju, ciszy i cierpliwości, czasu dla siebie, oddechu, to… szybciej wpadamy w pułapki. W pułapki myślenia o efekcie, w pułapki łatwości. Tak bardzo skupiamy się na swoim zmęczeniu, na potrzebie “świętego spokoju”, że zapominamy o tym, że wszystko ma swój czas. Że – aby coś osiągnąć – trzeba się tego nauczyć, poćwiczyć, doświadczyć. Że nasze kompetencje nie biorą się z księżyca. Że wychowanie to PROCES.
I że dziecko, które sprowadziliśmy na ten świat, potrzebuje CZASU i naszego WSPARCIA by dojrzeć do wielu rzeczy, które my czasami chcielibyśmy mieć na już.

Startujemy do tego wyścigu “KIEDY WRESZCIE” nasze dziecko zacznie chodzić, przesypiać noce, jeść samodzielnie, zostawać z innymi ludźmi bez problemu, kiedy się odpieluchuje, zacznie się samo sobą zajmować, kiedy pójdzie do żłobka/ przedszkola..

Zamiast obserwować dziecko, Być z nim, podążać za nim, doświadczać z nim, pokazywać mu świat, emocje, rozwiązania, my szukamy sposobów jak to wszystko przyspieszyć, oddelegować, jak uniknąć trudności i niedogodności, jak “wymiksować się” z uważnej obecności. 

Tymczasem w rozwoju dziecka tak ważne jest to TU I TERAZ. W budowaniu naszej więzi tak ważne jest to TU I TERAZ. Ta wspólna zabawa, to przytulenie, to wysłuchanie sześćdziesiątej historii danego dnia, ten wspólny spacer, to wspólne zasypianie, te dobre, karmiące słowa i życzliwość… 

Rodzicielstwo jest trudne (szczególnie, kiedy zależy nam na tym, by być dobrymi rodzicami, by dobrze wychować dzieci). Cholernie! I nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości! Doświadczam trzykrotnie tych trudów 😀 Doskonale rozumiem, co znaczy wypowiadane w bezradności “mam dość”, “już dłużej nie wytrzymam”… I choć nie jest łatwo okazać zrozumienie będąc w silnych emocjach, to teraz na spokojnie, gdy dzieci już śpią, przychodzą mi do głowy takie refleksje:

– nie da się nauczyć dziecka radzenia sobie z trudnymi emocjami, jeśli nie pozwolimy mu ich przeżyć, doświadczyć; jeśli będziemy mu “sprzątać sprzed nosa” wszystkie problemy, niedogodności (żeby na przykład tylko nie płakało)

– nie da się zaznaczać swoich granic i ustalać zasad bez oporu, płaczu, buntu, sprzeciwu
(i to ma też drugą stronę: gdy dziecko zaznacza swoje granice, próbuje zadbać o siebie, przeforsować swoje zdanie, to wtedy w nas pojawia się złość, zniecierpliwienie, itp., ale to też jest szalenie ważna lekcja)

– nie da się nauczyć dziecka rozwiązywania konfliktów, jeśli nie będzie miało okazji w nich uczestniczyć (tak nas denerwuje, gdy nasze dzieci się kłócą, prawda? A to dla nich najbezpieczniejsza przestrzeń na te “ćwiczenia”).

Musimy pamiętać, że nasze wpływy wychowawcze, to tylko część czynników, które odpowiadają za to, na jakich ludzi wyrosną nasze dzieci. Ważna część, ale nie jedyna. Niestety na wiele pozostałych czynników nie mamy wpływu, więc fajnie byłoby dać z siebie tyle, ile to możliwe – zachowując oczywiście zdrowy rozsądek i pamiętając w tym także o sobie 🙂 

Jeśli z zaciekawieniem przeczytałaś/eś ten artykuł, pomóż mi proszę trafić z nim do większej ilości czytelników. Będę wdzięczna za każdy komentarz, polubienie na FB/IG oraz udostępnienie. Bez tej aktywności odbiorców, trudno jest przebić się przez internetowe algorytmy. Dziękuję z góry!

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *