,,Dzisiaj wszyscy chcą stawiać dzieciom granice. To jest chyba jakaś nowa religia. Dzieci nie potrzebują, żeby im stawiać granice – one już mają swoje granice!”.
Jesper Juul
No właśnie. Jak to jest? Świat krzyczy do nas z każdej strony: “dzieci muszą znać granice”, “wyznaczanie granic jest potrzebne do prawidłowego rozwoju”, “jak nie postawisz granic, to wejdą ci na głowę”, “musisz postawić granice, bo inaczej wychowasz rozpuszczonego bachora”…
A czym te granice właściwie są?
Otóż, błędem jest stwierdzenie, że granice to zakazy i nakazy, choć często w ten właśnie sposób są one rozumiane. To ci wolno, a tego nie. Tylko, co jeśli tutaj mi wolno, a gdzie indziej nie? Co jeśli maluch może skakać po łóżku u babci, ale w domu nie może? Albo, co jeśli bawiąc się z tatą wykorzystuje metalowe pokrywki garnków do tworzenia muzyki, ale przy mamie taka zabawa nie przejdzie? I tu dochodzimy do sedna. Granice nie są czymś absolutnym, stałym, jednakowym dla wszystkich. One mogą się różnić w zależności od osoby, dnia, miejsca, okoliczności (np. zwykle możemy bawić się głośno, ale dziś mamę boli głowa i prosi o spokojniejszą zabawę).
Każdy z nas ma swoje granice. Rodzimy się z nimi (a więc dzieci TAKŻE je mają!). Zatem nie trzeba ich nikomu stawiać. Granice pozwalają nam określić, gdzie zaczyna się i kończy nasze “ja” – w sensie fizycznym (moje ciało) i emocjonalnym (moje uczucia, potrzeby, opinie, przekonania, moja tolerancja, zgoda na coś).
„Wolność człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka”
A. de Tosquevill
Jeśli chodzi o noworodki, te granice dotyczą podstawowych kwestii. Maluch daje znać (często bardzo donośnie 🙂 ), że jest głodny, spragniony, zmęczony, potrzebuje snu, bliskości, tulenia, kołysania, jest mu za zimno/za gorąco, jest za głośno, czegoś się boi itp. W miarę rozwoju, rośnie także jego świadomość dotycząca granic. Uczy się je rozpoznawać, informować o nich otoczenie, a także uczy się zauważać granice innych ludzi i je szanować. I sprawa wydawałaby się prosta, ale… jednak się komplikuje.
Otóż, odczytywanie i rozumienie swoich granic oraz zaufanie do nich, może zostać zaburzone. Jak to się dzieje? Ano tak:
“- Aaaaaa! Boliiiii! (płacz) – Nic się nie stało, już nie boli.”
“(dziecko ucieka przed buziakiem cioci) – No chodź się przywitać! Daj buziaczka. Nie ładnie tak uciekać! Cioci będzie przykro.”
“- Mamo, chcę zdjąć bluzę, gorąco mi! – Zimno jest, jeszcze się przeziębisz!”
“- Już się najadłem. – Na pewno jesteś jeszcze głodny. Zjedz mięsko jeszcze.”
“ – Nie chcę tam iść, boję się. – Eee, nie ma się czego bać. To nic strasznego. Musisz być odważny.”
I tak dalej, i tak dalej… Przykłady można mnożyć. Efekt jest taki, że dziecko nabiera coraz więcej wątpliwości co do swojej oceny sytuacji, traci zaufanie do samego siebie. No bo “skoro i tak mama wie lepiej, czy mi zimno, czy jestem głodny, czy się mogę czegoś bać, to… może ja źle czuję?”
Ponadto, gdy jego własne granice nie są szanowane, nie są brane pod uwagę i traktowane poważnie, to skąd ma się nauczyć tego, jak szanować i brać pod uwagę granice innych ludzi? W tym – rodziców.
To jak pomóc dzieciom rozpoznawać swoje granice i o nich mówić?
Najlepiej zacząć od tego, że będziemy zauważać i szanować granice naszego dziecka. Gdy daje znać, że już nie jest głodne – nie wpychać mu jedzenia na siłę. Gdy mówi, że mu gorąco – pozwolić mu się rozebrać. Gdy mówi, że czegoś się boi – nie wmawiać mu, że nie ma się czego bać. Gdy się przewróci i płacze – nie tłuc mu do głowy, że nic się nie stało i że już na pewno nie boli.
Dodatkowo, przynajmniej przez kilka pierwszych lat powinniśmy stać na straży granic naszego dziecka. Ono nie zawsze będzie potrafiło o siebie zadbać, czy sprzeciwić się woli innych dorosłych. Gdy ktoś chce, aby Twoje dziecko dało mu buziaczka na przywitanie/pożegnanie, a ono nie ma na to ochoty, to miejsce na Twój ruch Mamo/Tato. Gdy obcy człowiek próbuje dotknąć Twoje dziecko, pogłaskać, a ono czuje się nieswojo, boi się, wstydzi – reaguj. Gdy ktoś straszy Twoje dziecko, że je zabierze jeśli nie przestanie płakać – nie pozwól mu w to uwierzyć, obroń, tłumacz, powiedz, że nie życzysz sobie takich uwag i że nikomu go nie oddasz, bo je kochasz najmocniej na świecie, nawet wtedy, gdy zachowuje się w trudny sposób.- Dawaj dobry przykład. Mów o tym, co Ci się podoba, a co nie, co lubisz, czego nie lubisz, na co się zgadzasz, a na co zgody nie masz. Pokazuj, jak mówić o swoich granicach, jak je zaznaczać.
Bardzo pomocny jest tutaj język osobisty. Łatwiej jest przyjąć i wziąć pod uwagę, że bliskiej osobie na czymś zależy lub coś źle na nią wpływa, niż dostosować się do jakichś ogólnych zasad, typu “nie wolno krzyczeć” lub “w zimie trzeba nosić czapki”. Od tych ogólnych, bezosobowych zasad zawsze da się znaleźć jakiś wyjątek i dzieci prędzej czy później go wychwycą – dowiedzą się o sytuacjach, kiedy trzeba krzyczeć, czy też spotkają osobę, która w zimie wcale nie nosi czapki. I zasada runie.
- Na tyle, na ile to możliwe i bezpieczne, dawać dzieciom przestrzeń na eksperymentowanie. Niech próbują pokazywać swoje granice, niech mają przestrzeń na powiedzenie “nie”, “stop”, niech poznają swoją sprawczość, niech doświadczą tego, co się stanie jeśli przekroczą czyjeś granice (jak reagują ludzie kiedy ich granice zostaną naruszone, jak się zachowują, co czują).
- Dawać im wsparcie, zrozumienie, opisywać i tłumaczyć sytuacje, które się wydarzyły (bez ocen, tak jakbyśmy opowiadali zapis z kamery), dopytywać, sprawdzić z czym mają problem, pomóc im w znalezieniu rozwiązania.
A co z granicami rodziców?
Doświadczam tego, że wielu dorosłych ma kłopot nie tylko z tym, żeby mówić o swoich granicach, ale żeby je w ogóle w sobie zlokalizować. Często oczekujemy, że ludzie będą szanowali nasze granice, denerwujemy się, że je naruszają, ale sami dokładnie nie wiemy gdzie one przebiegają. Nie mówiąc już o tym, żeby informować innych w łagodny sposób, że czegoś chcemy, nie chcemy, coś nam przeszkadza, na coś nie mamy zgody. Kierujemy się często tymi właśnie ogólnymi zasadami, że coś się “powinno”, że czegoś się “nie robi”, itp.
Owszem – istnieje wiele zasad, które regulują nasze działanie w społecznościach. Mamy swoje domowe zasady, zasady funkcjonowania w przedszkolu, szkole, teatrze, itp. Są one tworzone, aby uprościć nam życie – tam, gdzie trudno byłoby za każdym razem dyskutować o tym, co komu pasuje, a co komu przeszkadza. Zapominamy jednak o tym, że każdy z nas jest inny, że każdy z nas żyje na swój sposób (nawet te ogólne zasady, mają w dzisiejszych czasach mniejsze znaczenie), inne rzeczy go cieszą, inne denerwują, a inne ranią. Liczymy na to, że ktoś się domyśli tego, jakie jest nasze spojrzenie na daną kwestię, zamiast jasno dać temu wyraz.
Częste jest to także w relacji rodzic-dziecko. Gdy maluch robi coś, co nam się nie podoba, frustrujemy się, że to dziecko nie umie się zachować, że jak to możliwe, że ono nie wie takich rzeczy. Ano nie wie. Zapominamy, że dzieci nie rodzą się z wbudowaną instrukcją działania świata i społeczeństwa, nie dostają na porodówce skryptu z komunikacji interpersonalnej. Uczą się tego na każdym kroku. I to głównie poprzez obserwację. Zatem mniejsze znaczenie będzie miało to, co usłyszą, niż to, co zobaczą i czego doświadczą. Wielu rzeczy nie rozumieją, bo muszą do nich dojrzeć.
Obserwuję też często, że rodzice boją się pokazywać dziecku swoje granice. Bo to w wielu przypadkach nie zostaje przyjęte przez potomstwo z entuzjazmem. Pojawiają się wtedy trudne emocje, płacz, krzyk, które należałoby zaopiekować. No ale co ludzie powiedzą, jak mi dziecko zacznie płakać, kłaść się na chodniku, czy walić pięściami o stół?!
Zgodzę się z tym, że czasami korzyści płynące z zaspokojenia potrzeby dziecka kosztem naruszenia mojej rodzicielskiej granicy są większe, niż mocne jej zaznaczenie, ale okupione 15-minutowym przyjmowaniem na klatę trudnych emocji.
Niemniej jednak, spełnianie wszystkich oczekiwań dzieci, szczególnie wtedy, gdy narusza to nasze granice, prowadzi nas na manowce. Uważam, że naturalne jest to, że dziecko doświadcza także odmowy – spokojnej, rzeczowej odmowy, wypowiedzianej z życzliwością. Nie dlatego, że “czasem trzeba dziecku odmówić”, nie dlatego, że “trzeba być konsekwentnym”, nie dlatego, że “musi się nauczyć, że nie wszystko w życiu będzie po jego myśli”, nie dlatego, że “inaczej będzie rozpieszczonym bachorem”. Odmowy, która jest wyrazem troski o granice rodzica, troski o zaspokojenie jego potrzeb. W ten sposób dziecko uczy się radzić sobie z rozczarowaniem, żalem, złością, frustracją. Dostaje także informację, że tam, gdzie w grę wchodzą relacje z drugim człowiekiem, konieczny jest dialog, konfrontacja oczekiwań i możliwości (lub niemożliwości) ich realizacji. Dowiaduje się, że każdy człowiek ma swoje potrzeby, ale ma też granice. I że ostatecznie lepiej nam się będzie żyło, jeśli będziemy potrafili nie tylko określić swoje granice i o nich informować, ale także być uważnym na potrzeby i granice drugiego człowieka.
Jeśli z zaciekawieniem przeczytałaś/eś ten artykuł, pomóż mi proszę trafić z nim do większej ilości czytelników. Będę wdzięczna za każdy komentarz, polubienie na FB/IG oraz udostępnienie. Bez tej aktywności odbiorców, trudno jest przebić się przez internetowe algorytmy. Dziękuję z góry!